Ten natomist utwór, mimo, że kręcony - jak widać po gulgoczących napisach na plakatach - w Istambule (ech, bazylejski Konstantynopolu...), a śpiewa go Niemiec z Frankfurtu udający bukowińskiego Cygana, dedykuję mieszkańcom Aten.
Z tego powodu, że jest to miasto totalnej partyznakti, urban guerilli, po którym poruszać się można jednynie w podbiegach, skokach, przykucach, uchylając się i - generalnie - non-stop walcząc o życie. Samochody i motocykle - wychodząc z założenia, że metal twardszy ciała - mają pieszych w dupie i zapierdalają po ulicach i chodnikach jak dzikie stada. Sama struktura miasta przypomina dżunglę: znaki drogowe, koszy na śmiecie, słupki, potykacze, przeróżne ustrojstwa roją się w całym mieście w najbardziej niespodziewancyh miejscach, oplatają pieszego, uderzają, zahaczają, rwą na strzępy ciuchy i ciało. Płyty i płytki chodnikowe są sliskie, jak masło i przy każdym nieuważnym kroku - leżycie, moi dordzy.
Dlaczego Disco Partizani leciało mi w głowie podczas uprawiania tej miejskiej partyzantki - nie jestem pewien. Ale wrzucam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz